środa, 2 maja 2018

La Soufiere


  


Celem nasze wycieczki jest wulkan La Soufiere . Od przyjazdu planujemy wejście na wulkan codziennie obserwujemy prognozę pogody aby wybrać jak najlepszy dzień . Hotel mamy w takim miejscu że codziennie przy śniadaniu możemy obserwować wulkan i  wciąż w czapie z chmur. Wybór wypada na poniedziałek według prognoz ma być to pogodny dzień .O 7 00 rano jesteśmy już w drodze, ale pogoda nie zapowiada się dobrze, zaczyna kropić. Docieramy pod wulkan już po pierwszym deszczu jest mglisto.  Według drogowskazu mamy pokonać trasę wciągu 1 h i 35 minut. Ruszamy z nadzieją że będzie może nie słonecznie ale przynajmniej bez deszczu ale to było tylko życzenie które szybko nas sprowadziło na ziemię.

Pierwsze 30 minut nie złe a potem właściwie pada cały czas drobniutki deszczyk a jak nie pada to idziemy w mgle . Jest promyk nadzieje wychodzi słońce tylko po to abyśmy zrobili kilka zdjęć.  Wulkan jest stale monitorowany  ponieważ on jest wulkanem czynnym ostatnia erupcja miała miejsce w 1974 roku dostrzegamy jedno z takich stacji. Pierwsza część drogi prowadzi do drugiego parkingu nawet nie zła, kilka metrów po płaskim i wchodzimy na dróżkę, wąsko, ślisko, chwilami kamienista, - przed nami kilkanaście osób co nas spowalnia każdy ma tam swoje tępo.
                   Jedyna chwila kiedy zaświeciło słońce - już go nie zobaczymy aż do zjazdu nad ocean a                       to kilka dobry godzin.
O to taka droga - deszcz pada więc jest ślisko trzeba uważać. Roślinność niska , karłowata i taka występuje na całe wysokości co daje dodatkowy urok wulkanowi, nie jest skalisty , czarny.
Deszcz pada coraz mocniej ale to jeszcze nic to co spotkamy na górze. Idziemy robimy zdjęcia coraz zimniej zmoczeni  powoli wdrapujemy się w górę.Za nami już dobre 2 godziny  a szczytu nie widać. Na szlaku jest mnóstwo ludzi czasami tylko w krótkich bluzeczkach zawinięci w ręczniki – to nie najlepszy strój na zdobywanie szczytu wulkanu. Docieramy zmęczeni  a tu niespodzianka dosyć że pada to jeszcze wieje , silny wiatr że ledwo co utrzymuję się  na nogach Marek mnie chwyta za rękę.Widoczność  prawie zerowa  część ludzi zawraca a my tyle  się namęczyliśmy  i teraz zrezygnujemy nie zobaczywszy krateru oj nie.  Tylko nasuwa się pytanie czy my coś zobaczymy ?
                                                Mamy 1467 m  szczyt zdobyty .
Powoli  posuwamy się do przodu idziemy po wyznaczonych słupkach  i głosami ludzi bo w tej mgle i ulewie nic nie widać jeszcze ten wiatr trzeba się trzymać aby nie polecieć. Docieramy do bunkra w który pełno ludzi chcą przeczekać deszcz, bunkier to pozostałość z prac na wulkanie jest tablica i zdjęcie ale spróbuj ja przeczytać. My powoli się przemieszczamy na przód mamy kurtki przeciw deszczowe ale one nie wytrzymały tej nawałnicy  jesteśmy przemoczeni do ostatniej nitki.

                   Jedyne wyznaczniki naszej drogi.
 I nagle przednimi ogrodzenie ,ciepło, zapach siarki  jesteśmy przy wulkanie , dotarliśmy jeszcze  musimy zejść  wąska dróżką niżej gdzie jest krater, to nie pada to  strumienie  wody na nas lecą a wieje jeszcze bardzie robimy zdjęcie jedno , drugie.  Żadnej radości tylko myśl aby jak najszybciej stąd uciec.. Aparat moknie -  zaraz będziemy wiedzieć czy wodoszczelny . W plecaku wszystko mokre mimo ze mam pokrowiec. 
                        Krater szkoda że w deszczu.
 I nagle dociera do nas że droga którą przyszliśmy to teraz strumień. Po przeciwnej stronie krateru jest niecka i widzimy ja szybko wypełnia się wodą jeszcze zdjęcie i w powrotną droga. Grupa przed nami idzie dalej my podejmujemy że wracamy tak jak przyszliśmy przynajmniej wiemy co przed nami. Widoczność nie poprawia się  ani na jotę.  Powoli wracamy przez strumień który był nie dawno drogą. Wiatr coraz silniej wieje ledwo utrzymuję się na nogach.  Co tu ukrywać mam pietra, nie bardzo wiemy jak wygląda  droga. 

Chcemy jak najszybciej zejść niżej to chociaż nie będzie dokuczał nam wiatr. Cała powrotna droga w deszczu , chwilami jest przed nam kilkanaście osób w taka pogodę to tu się dzieje jak jest dobra pogoda. Jedyne marzenie to dotrzeć do samochodu i się przebrać. Jak dobrze mieć na sobie suche rzeczy i jemy kanapki zabrane ze sobą a na zewnątrz wciąż pada i to zdrowo . To był  najbardziej deszczowy dzień a prognozy zapowiadały najładniejszy. Ludzi tez było dużo na szlaku. To nasza wyprawa na 3 wulkan ale po raz pierwszy w taka ulewę. Jest mi potwornie zimno mam nadzieje że się nie rozchoruję. Ale gdyby miała jeszcze raz  wejść to bym poszła jeszcze kilka dni będziemy może coś się poprawi.  Jedno jest pewne 1,35 h - to nie licz że wejdziesz  nawet przy pogodzie i tylu turystach. My potrzebowaliśmy ponad 4  godzin  na wejście i zejście. Wulkan zdobyty ale z takim  lekkim  niedosytem ,  zabrakło  chwili by się nacieszyć widokami  i tym miejscem.
zaskoczyło mnie widok dzieci w ręcznikach  jak trzeba być nieodpowiedzialnym .
zabierz z sobą dobre buty, przeciwdeszczowy kurtkę oraz humor  i w drogę .......nawet jak pada .






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz