Ale kłopoty już mieliśmy na początku podróży dostaliśmy złe paliwo i daleko nie popłyniemy na nim.
A do tego czymś się zatrułam i dwa tygodnie koi nic nie mogłam przełknąć nawet woda miała dziwny smak
Przez te dwa tygodnie schudłam 8 kg z jednej strony fajnie ale z drugiej strony każda czynność to potworny wysiłek.
A Marek pilnował czasu przyjmowania leków , pomiaru temperatury i próbował różnych sposobów abym cokolwiek zjadła.
Jest decyzja zawijany do poru w Honolulu na Hawajach po paliwo.
A my mamy okazje zobaczyć Hawaje.
Następne dni to huśtawka pani woda jest nie przyjazna dla nas a to powoduje że praktycznie
dnie spędzam w pozycji leżącej, czytają lub grając w gry komputerowe.
Moja to dopiero jest druga podróż morska - ale wszyscy mają dość a przecież chłopaki są wprawieni
w pływaniu.
Życie na morzu nie jest łatwe a tym bardziej jak nie masz nic do roboty.
Jak pierwsze dwa miesiące każdą chwile spędzałam na pokładzie tak ten miesiąc kabina ...................
raz ze choroba a po drugie pogoda nie sprzyjała od początku były kłopoty.
Prognozy pogody dla nas są nie pomyślne.
Ocean Spokojny tylko z nazwy czasami jest nie obliczalny i my tego doświadczamy.
A do tego płyniemy z zachodu na wschód mijając strefę czasową i luty ma 27dni kładziemy się spać w środę 18 lutego a budzimy 20 w piątek.
Pogoda się poprawia i od razu dostajemy ostrzeżenie o erupcji wulkanu przepływamy nie daleko.
To dymi wulkan
Po 32 dniach docieramy do Kobe w Japonii jest południe niedzielne mamy mieć agenta , odprawę celną i te wszystkie formalności portowe a o 23 30 pilot i płyniemy miedzy wysepkami do Hibi
do celowy port gdzie nas rozładują.
Japonia przywitała nas deszczem i zimnem w kabinach trzeba grzać a wychodzić na pokład w ciepłych kurtkach po dwóch i pół miesiącach chodzenia w krótkich spodenkach ciężko się przestawić.
W Kobe był tylko agent co za parę godzin okaże się dla mnie zgubne.
O 8 00 jesteśmy przy kei
Jest agent i okazuje się że pasażer nie jest odprawiony czyli nie może zejść na ląd chyba że przyjadą celnicy i sama zapłacę 300 euro a potem na ląd łódką która też kosztuje 150 euro w jedna stronę.
No cóż zostajemy na statku tym bardziej że Marek będzie miał kontrole siłowni i jako musi być.
Okazuje się że panowie także mają kłopoty z wyjściem na ląd - keja jest prywatna i na ląd mogą pojechać tylko łódką za 150 euro czyli siedzimy wszyscy ...............................
pasażer na gapę.
Mamy w dalszą drogę wypływać środę rano lub w południe zależy to od stanu wody.
Zachód słońca na oceanem coś pięknego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz