I po dwóch dobach dopływamy na redę w Guaymas.
A o czwartej wchodzimy do portu daruję sobie i nie wstaję aby robić zdjęcia.
Organizm już się przyzwyczaił do kołysania ale do zmiany czasu jakość nie poprzednio
budziłam się o drugiej a teraz o drugiej zasypiam
Rano odkrywam port i zapach ryb aż zapiera dech i tak będzie przez kilka dni.
W południe wychodzimy do miasta.
Guaymas to miasteczko w zachodniej części Meksyku nad zatoką Kalifornijską na skraju pustyni
Sonora.
Z jednej strony zatoka a z drugiej góry.
Miasto z 1769 r ale nic z tamtego okresu właściwie nie ma to co pozostało popadło w ruinę
Większość budynków jest w złym stanie lub opuszczonych.
Ekologia tu raczej nie istnieje śmieci wysypywane są do beczek lub bezpośrednio na ulice .
Jest to główny port w tej części Meksyku taki przemysłowy czarno od rudy.
Pomnik rybaka charakterystyczny dla miasta .
W miasteczku są dwa place docieramy do 13 de Julio - Plaza de los flojos- leniwy męski plac tak zwany
ze względu na dużą ilość tu odpoczywającą ludzi ale to plac gdzie jest dużo drzew dających
cień a skwar leje się z nieba to nie dziw że ludzie tu szukają ochłody.
Nawet krem z wysokim filtrem mało mi pomógł i nos ma czerwony.
Obok znajduję się kościół San Fernando z XIX wieku.
Dalej duży plac trzech prezydentów.
Plutarco Elias Calles Alfonso de La Huerta , Abelardo Rodrigues
Miasteczko robotnicze łazimy po małych uliczkach z domkami małymi zakratowanymi.
Widzieliśmy dwa hotele ale nie wiem czy bym tu się zatrzymała.
To miasto to z takim wpływem amerykańskim.
Kupujemy na straganie owoce w kubku plastikowy bez polewy z chili mam dość pikanterii
w owocach nie potrzebuję.
Siedząc na placu machając nogami wystawieni na popołudniowe słońce mam wrażenie że czas tu się zatrzymał jak w
amerykańskiego westernu i do tego te autobusy lat 50 ubiegłego wieku. Które kursują do 20 00 potem tylko taxi cena złodziejska. Że to wiek XXI przypominają ogromne samochody też amerykańskie i tak nie pasujące do tych biednych domków.
Miast słynie z karnawału co rocznego niestety jesteśmy za wcześnie bo to w połowie lutego.
Kaktusy są ogromne
Panorama.
Droga do portu.
Na ten plac trafiamy przez przypadek z którego rozciąga się piękny widok na okolicę i miasto.
To miasto to prawdziwy Meksyk
Na zatoce gdzie nie spojrzeć wyspa przypominają wyglądem kupli piasku porośnięte kaktusami.
A rano między nimi pływają rybacy łowiąc może krewetki bo jest ich tu sporo.
Czy warto tu przyjechać ja powiem że tak - tu widzimy prawdziwe życie meksyku.