poniedziałek, 12 stycznia 2015

Manzanillo


Po czterech dniach na redzie jest decyzja wpływamy do portu zaczynamy o 7 30.
Ma dziś  filmować wejście więc daruję sobie śniadanie .


Cała operacja kończy się około 9 30 jeszcze odprawa i będzie można wychodzić na 
miasto oczywiście kto ma wolny dzień bo to niedziela.

Wychodzimy około 11 00 i jak zwykle do bramy kilometry ale co tam najważniejsze że
pod nogami nie kołysze.


Za bramą prawdziwy meksyk - dochodzimy do przystanku i nie wiedząc gdzie mamy
jechać wybieramy taxi.
Lądujemy w supremarkado - robimy zakupy.Jest to ta część miasta typowo wczasowa.

Wybieramy plaże  i wędrujemy sobie tak brzegiem woda  od czasu do czasu nas
moczy ale jest tak gorąco że spodenki szybko wysychają

Łapiemy autobus koszt około pół dolara i jedziemy mijamy port i wysiadamy w
starszej części miasta.
Na główny plac przyciąga nas muzyka.


Od niego rozchodzą się uliczki wybieramy jedną z nich.

Na głównym placu będzie odbywał się spotkanie bokserskie jest popołudnie a część
krzesełek już zajęta.

Rozkładają się handlarze wszelkiego jedzenia ulicznego od słodyczy przez ciasta , napoje po
tortille.


Stragany rosną w oczach czym bliżej wieczoru i walki.
Ciągną całe rodziny.


Szkoda że wracamy ale już jesteśmy potwornie zmęczeni a na Marka czeka praca.
Pasażer ma lepiej może iść spać.
Zjadamy w miejscowej restauracji obiad. Możemy płacić w dolarach amerykańskich ale czasami
ich przelicznik trochę się różni od oficjalnego kursu tak że napiwek zostaje w kieszeni już sobie sami
naliczyli go.

Ale miejsce warte było aby się tu zatrzymać.
Powoli zbliża się wieczór  walki bokserskiej nie widać - zjadamy lody i
powoli udajemy się w kierunku portu

.
Wybieramy promenadę nad wodą - wieczór jest ciepły na plaży jeszcze sporo ludzi.
Wstępujemy jeszcze się napić.
 Bez komentarza

Udajemy się w kierunku bramy mijając szopkę z choinką.
 Nad głowami dach pod nogami piach.

Miasto takie meksykańskie są i ładne i zadbane części i bardzo biedne ale ludzie radośni, uśmiechają się zbyt głośni.Ma sie wrażenie że całe miasteczko wyległo na plac z każdej uliczki wychodzą ludzie młodzi ,starsi  , pary ,samotni i dzieci.


Na placu jest wesołe miasteczko gdzie dzieciaki mają co robić.
Mam nadzieje że wyjdziemy jeszcze w któreś popołudnie i obiecamy sobie popróbować kuchni z ulicy.
Być w Meksyku i nie spróbować to tak jak by tam nie być.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz