Ma dziś filmować wejście więc daruję sobie śniadanie .
Cała operacja kończy się około 9 30 jeszcze odprawa i będzie można wychodzić na
miasto oczywiście kto ma wolny dzień bo to niedziela.
Wychodzimy około 11 00 i jak zwykle do bramy kilometry ale co tam najważniejsze że
pod nogami nie kołysze.
Za bramą prawdziwy meksyk - dochodzimy do przystanku i nie wiedząc gdzie mamy
jechać wybieramy taxi.
Lądujemy w supremarkado - robimy zakupy.Jest to ta część miasta typowo wczasowa.
Wybieramy plaże i wędrujemy sobie tak brzegiem woda od czasu do czasu nas
moczy ale jest tak gorąco że spodenki szybko wysychają
Łapiemy autobus koszt około pół dolara i jedziemy mijamy port i wysiadamy w
starszej części miasta.
Na główny plac przyciąga nas muzyka.
Od niego rozchodzą się uliczki wybieramy jedną z nich.
Na głównym placu będzie odbywał się spotkanie bokserskie jest popołudnie a część
krzesełek już zajęta.
Rozkładają się handlarze wszelkiego jedzenia ulicznego od słodyczy przez ciasta , napoje po
tortille.
Stragany rosną w oczach czym bliżej wieczoru i walki.
Ciągną całe rodziny.
Szkoda że wracamy ale już jesteśmy potwornie zmęczeni a na Marka czeka praca.
Pasażer ma lepiej może iść spać.
Zjadamy w miejscowej restauracji obiad. Możemy płacić w dolarach amerykańskich ale czasami
ich przelicznik trochę się różni od oficjalnego kursu tak że napiwek zostaje w kieszeni już sobie sami
naliczyli go.
Ale miejsce warte było aby się tu zatrzymać.
Powoli zbliża się wieczór walki bokserskiej nie widać - zjadamy lody i
powoli udajemy się w kierunku portu
.
Wybieramy promenadę nad wodą - wieczór jest ciepły na plaży jeszcze sporo ludzi.
Wstępujemy jeszcze się napić.
Bez komentarza
Udajemy się w kierunku bramy mijając szopkę z choinką.
Nad głowami dach pod nogami piach.
Miasto takie meksykańskie są i ładne i zadbane części i bardzo biedne ale ludzie radośni, uśmiechają się zbyt głośni.Ma sie wrażenie że całe miasteczko wyległo na plac z każdej uliczki wychodzą ludzie młodzi ,starsi , pary ,samotni i dzieci.
Na placu jest wesołe miasteczko gdzie dzieciaki mają co robić.
Mam nadzieje że wyjdziemy jeszcze w któreś popołudnie i obiecamy sobie popróbować kuchni z ulicy.
Być w Meksyku i nie spróbować to tak jak by tam nie być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz